Historia Chmielogrodu
Kudłaty Elf
a skrzyżowaniu dróg prowadzących z chłodnej Północy ku ciepłemu Południu, dusznych miast Zachodu i szerokich pól Wschodu, kolejny ranek witał wciąż jeszcze senny i markotny Chmielogród. W porannej mgle unosił się charakterystyczny i dobrze wszystkim mieszkańcom znany cień dnia poprzedniego, echa hucznych zabaw, litrów pochłoniętego piwa, z trudem powstrzymanej karczmianej bijatyki i słyszalnych na pół miasta domowych awantur.
Każda kolejna zatęchła uliczka jak domino dostawała ożywcze tchnienie od poprzedniej. Promienie wschodzącego letniego słońca wpadając przez uchylone okno do pokoju Nawiedzonego Bakałarza wyraźnie uwzięły się na jego zmęczonej i spoconej twarzy. Tak, pewnikiem po szkolnych obowiązkach, zmęczony smaganiem witką po rękach tępawych żaków, zaszedł on do Karczmy Pod Jeleniem, w której jak zwykle został dłużej niż pierwotnie planował. Dobrze wiedział kogo tam spotka, bo wesołe towarzystwo traktowało tą tancbudę jak swój drugi dom. Wśród porykiwań smrodliwych trolli i szmerów wałęsających się im między nogami elfów, które cierpliwie wyczekiwały kiedy niezdarne brzydale odejdą wreszcie od stołu za potrzebą, co było doskonałą okazją by pociągnąć nieco z ich zawsze pełnych kufli, czerwononosy Pastor Andrzej prowadził ożywioną dyskusję z Piwowarem Wojtkiem, zwanym przekornie przez gawiedź Abstynentem. Tenże Abstynent regularnie bywał jednym z pierwszych mieszkańców miasta, który witał nowy dzień, wszak piwo w beczkach szybko się kończy i trzeba warzyć kolejne. Dobrze wiedział, że nie ma szczęśliwych ludzi bez świeżego piwa!
Bakałarz dołączył do przyjaciół, po czym jego twarz skryła się w szerokim owalu brzegu kufla. To było to na co cały dzień czekał. Doskonałe! Zimne, aromatyczne i ta wspaniała piana! Tymczasem do jego uszu dochodziła opowieść Pastora, który z przejęciem snuł rozważania na temat upadku obyczajów, wszędobylskiego zepsucia, łapówkarstwa, prostytucji ulicznej i politycznej. Zwłaszcza ta ostatnia była często na ustach pospólstwa, które widziało jak w imię trzymania się stołków władza wchodzi w szemrane układy z Pyskatymi i Smokami. Szarą eminencją zakulisowych rozgrywek na najwyższych szczeblach miejskiego ratusza wydawał się Piskliwy Mag, który jak wieść niesie pozbawił się męskich przymiotów opacznie wypowiadając starożytne zaklęcie. Cudem uratowany z eksplozji w jego czarnoksiężnej pracowni, przypłacił ją jednak głosem o co najmniej dwie oktawy wyższym. Sfrustrowany, zbierając przez lata haki na lokalnych włodarzy, starannie ich sobie rozgrywał, co sprawiało, ze żadna ważna decyzja w Chmielogrodzie nie mogła zapaść bez jego wiedzy. Tymczasem Abstynent, po kolejnym opróżnionym kuflu podziękował kamratom za towarzystwo, zmuszony był bowiem do wytoczenia z lochów Browaru, w którym dumnie rezydował i pobierał pensję, kolejnych beczek złocistego płynu. Było to o tyle istotne, gdyż niebawem do miasta zjeżdżać się miały okoliczne kreatury i dziwolągi. Chmielogród od wieków przyciągał je jak magnes. Lato to czas jarmarków, wizyt gospodarskich, kupieckich sejmików i ulicznych festynów. Tłumy z każdym dniem gęstniały, atmosfera stawała się coraz bardziej gorąca. Jednym z przyjezdnych był prekursor chmielogrodowego rock&rolla - Kudłaty Elf...
Pyskaty Troll
Rubaszny Krasnolud
Opijający urodziny Pyskatego mieli tego wieczoru pecha, gdyż w alkoholowym amoku natknęli się na Rubasznego Krasnoluda, który swoim zwyczajem wyszedł późną porą w poszukiwaniu kolejnych miłosnych podbojów. Wśród dziewek wędrujących z trollami wypatrzył bowiem jedną ze swych byłych sympatii, która na jego widok natychmiast wróciła do postawy zasadniczej. Podenerwowany na swoją byłą, że prowadza się z tak podłym towarzystwem, bezceremonialnie wszedł w zbiegowisko i wyciągnął ją na bok. Rozjuszony tym afrontem Pyskaty już chciał wymierzyć krasnoludowi sążnistego sierpa, gdy ten, również obdarzony krzepkim bicepsem, zrobił unik i grzmotnął go z całej siły w dolną szczękę.
Zamroczony Pyskaty padł jak rażony piorunem, a gdy kilku jego kamratów ruszyło mu w sukurs, momentalnie podzielili jego los. Pacyfikacja trollowej watahy wniosła nieco ukojenia w tej części Chmielogrodu, choć dla Rubasznego Krasnoluda był to dopiero początek zaplanowanych wcześniej uciech dla ciała i ducha.
Szczerbaty Smok
Foszasty Olbrzym
Trzypalczasty Goblin
Rudobrody Mag
Kulawy Ork
Przeszywający mózg ból od dawna zepsutej górnej jedynki, zmusił Kulawego Orka do wizyty u miejscowego kowala, który w drastycznych okolicznościach i z wykorzystaniem prostych narzędzi, przynosił ulgę potrzebującym. Wypity przed rwaniem antał mocnego piwa nie pomógł jednak odpowiednio znieczulić delikwenta, kowal zastosował więc środek ostateczny. Zachodząc go od tyłu, grzmotnął w tępy kark specjalnie do tego celu przystosowaną pacawką. Pomogło. Gdy Kulawy w głębi swojego jestestwa odwiedzał po kolei wszystkie pola bitew, na których postawił dotychczas stopę, dentysta solidnymi cęgami dokonał precyzyjnej i całkowicie bezbolesnej już ekstrakcji. Po godzinie, gdy przez uchylone powieki świadomość orka przedostała się z powrotem na świat, a język potwierdził namacalnie istnienie w dziąsłach pustego miejsca zamiast zęba, Kulawy powoli wstał i zapomniawszy o ułomności swojej nogi postawił krok do przodu.
Grawitacja dokonała reszty. Kulawy poleciał z impetem w kierunku paleniska i upadł całym ciężarem na jego miech. Ciśnienie wtłoczonego powietrza buchnęło przez komin takim żarem, że w ogniu błyskawicznie stanęło kilka okolicznych chat. Szczęśliwe sąsiedztwo rzeki, przy ofiarnej pomocy czeladników i pachołków, pozwoliło szybko powtrzymać żywioł. Do kolejnej wypłaty, chodząc po Chmielogrodzie w osmalonych ciżmach i dziurawych od ognia porciętach przypominali, że kowalskie rzemiosło to bardzo niebezpieczne zajęcie.
Garbaty Niziołek
Zniewieściały Czarnoksiężnik
Pewnego późnowiosennego wieczoru, potężna eksplozja wstrząsnęła Chmielogrodem tak, że większość schnących na sznurkach za oknami rajtuz i onuc pospadała na ziemię. Snop barwnych fajerwerków mieszał się z siarkowym odorem, co wielu poczytało za nagły atak szału Szczerbatego Smoka. Nic jednak bardziej błędnego. Okazało się bowiem, że w pracowni Zniewieściałego Czarnoksiężnika, gdzie od lat studiował ideę kamienia filozoficznego, doszło do nieplanowanej reakcji łańcuchowej o magiczno-chemicznej naturze. Ocalały i mocno okopcony eksperymentator wygrzebał się z rumowiska z cudem zachowaną fiolką nienaturalnie świecącego płynu w dłoni. Tłum zebrany wokół centrum wydarzeń wpatrywał się jak w geście triumfu Zniewieściały piskliwie zakomunikował, że już niebawem jego budzący wesołość falset, zmieni się w dostojny tenor.
Wychyliwszy zawartość probówki, skulił się z grymasem na twarzy, przełknął paskudną miksturę, po czym nisko zagrzmiał w kierunku gawiedzi. Jego demoniczny rechot słychać było nawet w odległej karczmie, gdzie urzędujące wesoło trolle wyczuły pojawienie się kogoś, kto niechybnie weźmie je pod but. I rzeczywiście, już po tygodniu ciemne moce Chmielogrodu miały nowego zwierzchnika, którego polityczne horyzonty wykraczały daleko poza zakulisowe rozgrywki miejscowego Ratusza. Widząc co się święci, Rudobrody Mag, udał się w sobie tylko znane miejsce, gdzie przygotowywał odpowiedź na nadciągające niechybnie mroki rządów Zniewieściałego. Na magię mogła pomóc tylko magia. Zbliżał się czas prawdy...